Archiwum dla lipiec 2011
News of the Word – oto ostatni numer tabloidu
Pedofile, sutenerzy, rozebrane celebrytki, a jeśli ogłoszenia, to organizacji charytatywnych. Oto ostatni numer gazety, która ukazuje się od ponad 140 lat. „Dziękujemy wam i do zobaczenia” – głosi napis na pierwszej stronie 8674 numeru News of the Word. Jest też specjalny dodatek wspominkowy.
Koniec News of the Word to początek zmian w mediach
Były naczelny aresztowany, dziennikarze są zwalniani, na stanowisku przetrwała tylko była sekretarka w firmie, której teraz jest szefową.
Andy Coulson stawił się dziś, 8 lipca, w londyńskim komisariacie o godzinie 10.30, po czym został aresztowany. Przesłuchano go w sprawie dwóch śledztw: w jednym badana jest sprawa nielegalnych podsłuchów organizowanych przez brukowy tygodnik News of the Word, w drugim – korumpowania policjantów przez tę gazetę.
Tabloid, który wykorzystywał podsłuchy, zostanie zamknięty
News of the Word, brukowy tygodnik, który sprzedawał się w ponad 2,5 milionach egzemplarzy, zniknie z brytyjskiego rynku po 168 latach istnienia. Ostatni numer ukaże się w niedzielę 10 lipca.
Mediom nie ufa ponad 70 procent odbiorców
Wśród garstki, która mediom wierzy, telewizji bardziej ufają kobiety, a gazetom – mężczyźni. Biorąc po uwagę poglądy polityczne, dużo większe zaufanie do mediów wykazują osoby deklarujące się jako liberałowie (37 procent wierzy gazetom, 30 procent telewizji) niż konserwatyści (21 procent gazetom, 23 telewizji). Tak wynika z opublikowanych przez instytut Gallupa corocznych badań zaufania społecznego w USA.
Murdoch chce kupić BSkyB, ale szkodzi mu afera z podsłuchami
Włamania do skrzynek telefonów zamordowanych nastolatek lub ofiar zamachów terrorystycznych i ich rodzin – na jaw wychodzi coraz więcej informacji o sposobach zdobywania sensacyjnych informacji przez dziennikarzy mediów należących do Ruperta Murdocha. Jego gazety mają teraz tak złą prasę, że nawet ogłoszeniodawcy wycofują z nich swoje reklamy. W piątek 8 lipca dowiemy się, czy tak fatalna reputacja przełoży się na interesy firmy.
Polski dziennikarz ma ręce związane prawem prasowym. To spadek po dyktaturze – usłyszeliśmy w Strasburgu
Sędziowie w Polsce zajmują się zwykle wyrokowaniem według prawa, ale nie jego oceną. O tym więc, czy dany przepis jest głupi, usłyszymy od sędziów z zagranicy. Europejski Trybunał Praw Człowieka ocenił dziś (5 lipca) przysługujące w naszym kraju prawo rozmówcy do autoryzacji. Sędziowie nie mieli wątpliwości: przepis nie jest zgodny z konwencjami unijnymi, gdyż narusza swobodę wypowiedzi dziennikarza. Dokładniej – zbyt łatwo jest zablokować publikację rozmowy, która już została przeprowadzona.
Nic dziwnego, że prawo nie jest zgodne z demokratycznymi standardami – te przepisy prawa prasowego pochodzą jeszcze z czasów komunizmu, z 1984 roku. Mówią, że jeśli rozmówca zażyczy sobie autoryzacji, dziennikarz musi życzenie spełnić. Jeśli nie, zapłaci grzywnę lub pójdzie za kratki.
Autoryzacja to zły sen dziennikarza i redaktora. Mam przed oczami liczne obrazki z redakcji, gdy autor po napisaniu tekstu zasiada do telefonu i pracowicie, osoba po osobie, czyta rozmówcom ich wypowiedzi. Osoby z drugiej strony słuchawki powiedzą, że ten fragment brzmi za ostro i łagodzą ton, ktoś inny każde wykreślić fragmenty. Zupełnie jakby rozmawiając wcześniej z dziennikarzem byli:
– pod wpływem środków psychotropowych,
– po alkoholu,
– po torturach,
– przed wizytą u dentysty.
Czyli zachowują się jak osoby nie panujące nad własną myślą i swoim językiem. Przepis uczy ich bylejakości w kontaktach z mediami, bo przecież zawsze wystarczy rzucić na koniec „Będę autoryzować”.
Czytanie przez telefon to pół biedy. Wypowiedzi wysyłane mailem wracają poszatkowane lub przepisane barokowym językiem niby-literackim. Zapewne ma to przedstawić rozmówcę jako erudytę, powoduje zaś skutek odwrotny – rozbawienie w redakcji i pobłażliwe uśmieszki na ustach dziennikarzy i redaktorów. Te zresztą zmieniają się w grymas złości, gdy okazuje się, że wypowiedzi muszą znaleźć się w koszu, bo po „poprawkach” są nijakie, nudne i nie wnoszące nic nowego.
Oczywiście prawo można – jak wiele przepisów – obejść. Nie trzeba cytować wypowiedzi, dozwolone jest jej omówienie, czyli opisanie, co rozmówca powiedział. Tego nie trzeba autoryzować. Dlaczego więc dziennikarze tak narzekają?
Bo cytat to nie tylko sposób przekazania informacji czytelnikowi. To także przyprawa w daniu, jakim jest artykuł. Jak wygląda tekst bez cytatów? To tak zwana „blacha” – płaszczyzna pełna liter. Nuda. W dobrym tekście dziennikarskim (nie mylić z publicystycznym) muszą być cytaty.
Trybunał w Strasburgu zajął się autoryzacją w polskim wydaniu po skardze Jerzego Wizerkaniuka, redaktora naczelnego „Gazety Kościańskiej”. W Polsce przegrał z sądami, które skazywały go za publikację w 2003 roku nieautoryzowanej rozmowy z politykiem.
Jak to dobrze więc, że Europejski Trybunał Praw Człowieka przyznał: w starciu z politykiem to dziennikarz jest owym człowiekiem.
Dla redakcji Huffington Post bycie wielkim w USA to za mało
Amerykański portal The Huffington Post 6 lipca otwiera swoją brytyjską stronę, w przygotowaniu jest wersja francuska.

Arianna Huffington sięga po Europę. Fot. World Economic Forum swiss-image.ch/Photo by Michael Wuertenberg
Olimpiada to nie miejsce dla sportowców-dziennikarzy
Prezydent Obama zastrzelony – donieśli hakerzy w Dniu Niepodległości
Telewizja Fox News została 4 lipca zaatakowana przez hakerów. Ktoś z konta Twittera stacji wysłał sześć wpisów donoszących o śmiertelnym postrzeleniu Baracka Obamy w jednej z restauracji w stanie Iowa. Czytaj dalej »