Medialne stosunki Magdy M.
Kliknęłam, gdy na gazeta.pl zobaczyłam link do artykułu o Magdzie M. Spodziewałam się, że przeczytam coś na temat wznowienia telewizyjnego hitu o dobrodusznej prawniczce.
I było o Tvn, ale inaczej, niż się spodziewałam. Kolega po fachu, dziennikarz Polsatu News Klaudiusz Slezak, opisywał swą wstrząsającą przygodę z Magdą M. Nie prawniczką bynajmniej, lecz oszustką.
Atrakcyjna dziewczyna zaprosiła Slezaka do znajomych na Facebooku twierdząc, że pracuje w Tvn. Wśród znajomych miała wyłącznie dziennikarzy różnych mediów. Slezak zaproszenie przyjął, długo korespondował z koleżanką, choć nie widział jej na własne oczy. Nabrał podejrzeń, gdy po raz kolejny wykręciła od spotkania. Przeprowadził dziennikarskie śledztwo, którego wynikami pochwalił się w artykule. Efekt: Magda. M nie istnieje. To „fake” – fałszywka. Wstrząsające! Do tego stopnia, że dziennikarze zaczęli spekulować – w komentarzach pod tekstem, na Twitterze i na blogach – czy Magda to aby nie agent Tomek w facebookowej spódnicy, służby usiłujące przeniknąć środowisko dziennikarskie, by poznać panujące w mediach stosunki (Klaudiusz S. i Magda M. dużo o tym rozmawiali).
Ja też jestem wstrząśnięta, ale czymś innym. Bezmiarem naiwności moich kolegów, którzy bezkrytycznie zapraszają do grona znajomych, których nigdy nie widzieli i o których nie słyszeli. Dziwię się, że mając wśród znajomych osobę, która rzekomo pracuje w tym samym budynku, nikt nie pofatygował się na III piętro, by poznać dziewczynę osobiście. I wreszcie, że dziennikarz chwali się tym, jak zdemaskował ściemę. Bo czy to powód do chluby? Ja nie byłabym taka dumna. Bo historia Magdy M. pokazuje, że niewiele potrzeba, by wprowadzać dziennikarzy w błąd i manipulować nimi wedle uznania – podsuwać nieistniejące tematy lub produkować plotki. Nie służy to prestiżowi zawodu i zaufaniu do dziennikarzy.
Marcelina Szumer